Na terenie Wielkopolski zarazy i epidemie występowały w przeszłości bardzo często. Przez wsie w naszej okolicy w XIX wieku przeszło kilka fal epidemii cholery. Przypomina o nich piękny w swej prostocie i starości krzyż, stojący na skraju lasu w Bolechowie, znacząc miejsce cmentarza cholerycznego. Krzyżem opiekuje się od lat rodzina Nowaków. Nic więc dziwnego, że to Bernard Nowak zlecił zabezpieczenie starego drewna i w ten sposób przedłużył jego trwanie. Krzyż osadzono w metalowej konstrukcji, która odseparowała go od ziemi, a jego ramiona okryto od deszczu blaszanym opierzeniem. U stóp krzyża zakopano butelkę, w której zawarto informacje o dacie i wykonawcach tego zbożnego dzieła. Krzyż epidemiczny w Bolechowie jest dla mieszkańców ważną pamiątką. Andrzej Stachowiak, którego rodzina mieszka w Bolechowie od pokoleń, potrafi w pewnym przybliżeniu, określić czas powstania krzyża. Z przekazów rodzinnych wie, że cholera dotknęła wieś, kiedy jego prapradziad miał 4 lata, czyli około 1850 roku. O tym czasie opowiadano, że pomór wtedy był tak wielki, że w sąsiednim Biedrusku nie było komu chować zmarłych i ani oprzątać zwierząt.

Pierwsze uderzenie epidemii miało miejsce w 1831 roku. Był to czas powstania listopadowego, które co prawda toczyło się na terenie Królestwa Kongresowego, ale uciekające przed Rosjanami oddziały powstańcze często przekraczały ówczesną granicę rosyjsko-pruską, szukając schronienia w Wielkim Księstwie Poznańskim. Za tymi oddziałami granicę tę przekraczali goniący ich Kozacy. I właśnie Kozaków obarcza się odpowiedzialnością, za jak to wówczas pisano, „przywleczenie” zarazy do Wielkiego Księstwa. Nie pomogło zamknięcie granicy podwójnym kordonem sanitarnym, 20-dniowa kwarantanna oraz surowe restrykcje z karą śmierci i rozstrzelaniem na miejscu włącznie.

Cholera dotarła do Poznania latem i kosztowała życie 2% mieszkańców. Zbierała żniwo wśród przedstawicieli wszystkich stanów. Główny szpital dla chorych urządzono przy ulicy Szewskiej. Lekarzy opiekujących się chorymi zabezpieczały specjalne czarne płaszcze ochronne  z kapturami wykonane z czarnego, woskowanego sukna. Miasto otoczono kordonem sanitarnym w promieniu 22,5 km. Istniała też konieczność 10-dniowej kwarantanny dla osób wyjeżdżających z Poznania. Pilnie strzeżone punkty wjazdu i wyjazdu z miasta wyznaczono w Murowanej Goślinie, Zielonce, Pobiedziskach, Kostrzynie, Środzie, Kórniku, Krośnie, Stęszewie, Kalwach, Ceradzu, Gaju, Pamiątkowie i w Obornikach. Władze uspokajały nastroje, wydawały też i dystrybuowały na ulicach ulotki, w których odradzano picia piwa i zmnej wody, jedzenia surowych jarzyn, a zalecano ciepłe okłady na brzuch i, celem zabicia zarazków, palenie tytoniu. Sławny lekarz Karol Marcinkowski zalecał nawet, jako antidotum, picie szampana.

W nasze  strony cholera zawitała w pierwszej połowie sierpnia 1831 roku. Najpierw zachorowała i zmarła 1 osoba w Cegielni Radojewo, a kilka dni później 1 w Bolechowie i 2 w Czerwonaku. Niestety nie udało nam się dotrzeć do informacji o dalszym przebiegu wydarzeń.

Kolejny atak cholery w Wielkim Księstwie miał miejsce w roku 1848. Tym razem przyniesiona została ze Szczecina, z którym od 10 sierpnia tegoż roku Poznań posiadał połączenie kolejowe. Przejażdżka nowo otwartą trasą była atrakcją turystyczną, z której tłumnie korzystano i nie zrezygnowano z kolejowych eskapad nawet wówczas, gdy w Szczecinie i we Wronkach, przez które przejeżdżał pociąg, zaczęto diagnozować pierwsze przypadki cholery. Nic przeto dziwnego, że w krótkim czasie "morowe powietrze" zawitało do grodu Przemysława, a potem objęło całe Wielkie Księstwo.

Ten rzut choroby trwał aż 4 lata. Zaraza z całą bezwzględnością uderzyła przede wszystkim w najuboższe warstwy ludności. Względnie najmniejsze spustoszenia uczyniła wśród ludności poznańskiej wyznania mojżeszowego, której w obronie przed epidemią pomogły dyktowane religią i praktykowane od pokoleń zasady sanitarne. Władze państwowe i samorządowe wprowadziły szereg rozporządzeń mających na celu ograniczenie liczby zakażeń. Stosowano znany nam i dziś arsenał środków, a więc: propagowano stosowanie higieny osobistej, unikanie spotkań i zgromadzeń, ograniczano lub zawieszano naukę w szkołach, stosowano kwarantannę dla osób i towarów, nakazano chowanie ofiar na terenie miejscowości, w której umarły. Apelowano również o niezwłoczne zgłaszanie się chorych do lekarzy. Na potrzeby zmagań z epidemią tworzono specjalne szpitale choleryczne, gdzie, jak pisano „znajduje się dostateczna opieka, dozór i leczenie”. Z udziałem wolontariuszy tworzono komisje okręgowe do pomocy ubogim, które zajmowały się m.in. wydawaniem ciepłych posiłków. W “Dzienniku Urzędowym” regularnie podawano statystyki chorych, zmarłych i ozdrowiałych.

W walce z zarazą szukano wsparcia duchowego. „Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego” (nr 58 z dnia 25 sierpnia 1852 roku) donosiła „W kościołach naszych od kilku dni odbywają się nabożeństwa uroczyste z wystawieniem najświętszego sakramentu o odwrócenie plagi, która dziesiątkuje ludność naszą”. Jeszcze gorzej niż w Poznaniu sytuacja przedstawiała się na wielkopolskiej prowincji, gdzie brakowało zarówno pieniędzy, jak i lekarzy. Skalę bezradności i cierpienia oddają doniesienia  prasowe. Czytamy w nich m.in. „lekarze jarocińscy Ehrlich i Schmid nie mogą zadość uczynić tak licznym obowiązkom, a znikąd trzeciego lekarza dostać nie można na wsie okoliczne, w których także liczne ofiary sprząta cholera. Nigdzie pomocy, nigdzie ocalenia!”, w Granowie [cholera] „wiele ofiar sprząta, mało kto do zdrowia wraca”, w Sierakowie „dotąd 20 osób tam umarło”, w Ryczywole „wiele już osób umarło na prawdziwą cholerynę”, w Pleszewie „umarło 500 ludzi”, w Jarocinie „niemal do każdego domu zajrzała i porwała ofiarę” podobnie w Mieszkowie, w Miłosławiu „wiele się osób pożegnało z tym światem” zaś w Zdziechowicach „małej wioszczynie pod Środą wybuchła cholera najgroźniej. Wciągu tygodnia bowiem 20 osób pochłonęła”.

Ponad 30-stronnicowy zbiór zaleceń urzedowych i wskazówek medycznych na czas epidemii cholery z 1831 roku. Oryginal znajduje się w zbiorach PAN w Bibliotece Kórnickiej, dostęp przez wbc.poznan.pl

 

Pewien wgląd w sytuację w naszej okolicy dają księgi zgonów połączonych parafii w Kicinie-Wierzenicy i Owińskach-Chludowie. W 1848 roku na cholerę zmarło 5 osób w Owińskach i 5 osób w Chludowie. W parafii kicińskiej cholera zabrała w październiku 1 osobę w Czerwonaku i jedną w Dębogórze. Kolejny rok, 1849, odcisnął się tragicznie. W parafii owińskiej zmarły 34 osoby w Chludowie, 2 w Owińskach i 1 w Promnicach. W parafii kicińskiej najpierw na cholerę zmarło w lipcu dziecko w Ludwikowie, a we wrześniu i październiku 16 osób w Wierzonce. Zaraza wróciła w 1852 roku i zabrała ze sobą 10 istnień ludzkich z Owińsk, 2 z folwarku Trzaskowo. Największe spustoszenie uczyniła w Bolechowie, w którym zmarło aż 31 osób, spośród 352 mieszkańców.
Ostatnia duża epidemia cholery rozpoczęła się w czerwcu 1866 roku i trwała cztery miesiące. Zarazę znów przywleczono ze Szczecina, a tym razem jej roznosicielami okazali się tamtejsi rybacy przebywający z wizytą w Poznaniu. Wkrótce poprzez Chwaliszewo i Główną dotarła do nas i z impetem zaatakowała Koziegłowy i Janikowo. W lipcu zabrała tam 22 osoby. Potem przyszła kolej na Kicin. Łącznie w parafii kicińskiej pomiędzy lipcem a końcem sierpnia 1866 roku zmarły na cholerę 43 osoby.

Przytoczone w artykule dane dotyczą zgonów ludności katolickiej i w związku z tym, nie pokazują całej skali dramatu. Nie udało nam się dotrzeć do informacji na temat zgonów wśród miejscowych protestantów.

Kończąc, pozwolimy sobie na następującą refleksję. Epidemie są z nami od zawsze. W czasach, które opisaliśmy, społeczeństwom brakowało jeszcze wiedzy, aby z nimi walczyć. W skuteczną broń wyposażyła nas dopiero współczesna medycyna i nauka. Nie bójmy się po nią sięgać.

 

Ofiary cholery pochowano w Bolechówku w miejscu, w którym stoi dziś krzyż z kapliczką przy skrzyżowaniu ulic Krętej i Lipowej.
Zmarłych na cholerę w 1852 roku z  parafii kicińskiej pochowano na Zdrojach.

 

 

 

Olga Krause-Matelska
Wojciech Matelski
Fundacja Nasze Podwórko